New Life Collection: odkryj nowe życie produktów w specjalnych cenach. 🌿

Tworzenie to intymny proces. Rozmowa z Nataszą i Tomasem z THER

Wyobraź sobie, że wszystko na Ziemi ma własną duszę – taka idea zmusiłaby nas do przewartościowania naszych relacji z każdym pozornie nieożywionym elementem, który nas otacza. Skały, woda, drzewa: czy mogą być czymś więcej niż tylko biernymi częściami naszego świata? A co z niezliczonymi materiałami, które leżą u podstaw designu? Czy możemy i powinniśmy uważniej wsłuchać się w historie, które pragną opowiedzieć?

Te rozważania głęboko zapadły mi w pamięć po rozmowie z Nataszą i Tomasem z duetu projektowego THER. Ich błyskotliwe refleksje na temat intymnej pracy z drewnem i gliną – materiałami, które wyznaczają główne trakty ich kreatywności – wywarły na mnie niezapomniane wrażenie. Oczami wyobraźni zobaczyłam ich w trakcie pracy, gdzie, czując strukturę drewna, obserwują jego zawiłe wzory, zanurzając się w proces odkrywania; wszystko po to, aby otworzyć się na nadchodzącą podróż.

Nasza rozmowa odbyła się w Lizbonie, w ich domu, który jest cichą oazą z dala od miejskiego zgiełku. Ta przestrzeń, harmonijnie łącząca w sobie funkcję mieszkalną, warsztat i showroom, doskonale oddaje ich estetykę i inspiracje. Każdy zakątek i każdy detal wiele mówi o ich filozofii i podejściu do designu, zapraszając do świata, gdzie każdy przedmiot opowiada swoją historię, zachęcając nas do bardziej uważnego słuchania i bliższej obserwacji.

Zuza: Na początek chciałabym poznać historię THER. Jak się poznaliście i jak zaczęła się wasza wspólna podróż?

Natasza: To bardzo zabawna historia. Poznaliśmy się w Domaine de Boisbuchet w trakcie programu rezydencyjnego. To wyjątkowe miejsce we Francji, prowadzone przez niezwykle utalentowanych ludzi. Zanim oficjalnie zaczęliśmy pracować razem, współpracowaliśmy przy kilku projektach związanych z designem i architekturą. Stało się to zupełnie naturalnie. Tomas był technikiem w warsztacie, a ja należałam do ogólnego zespołu podczas letniego sezonu warsztatowego. Pod koniec każdego miesiąca wolontariatu mogłam uczestniczyć w warsztatach… Od samego początku było jasne, że nasza współpraca jest nieunikniona. 

Tomas: I już wtedy mówiłaś mi, żebym coś dla ciebie wyciął…

Natasza: Wydawało mi się to naturalne, i jak wszyscy pozostali, nie byłam traktowana w żaden szczególny sposób… (śmiech). Nasza relacja i nasz pierwszy projekt są zakorzenione w środowisku, które nadal ma na nas wpływ. Pomimo kilku przeprowadzek w ciągu naszej siedmioletniej relacji, nadal trzymamy się etosu, jaki panował w tym miejscu, w którym wszystko się zaczęło. Była to podróż pełna wzlotów i upadków, a także zmian, szczególnie zauważalnych, kiedy przeszliśmy do następnej fazy w Norwegii.

Zaraz, spotkaliście się we Francji, a później zdecydowaliście się na przeprowadzkę do Norwegii? Co spowodowało tę zmianę?

N: Przeprowadzka do Norwegii była spontaniczną decyzją. Tomasa zawsze ciągnęło na północ, nie marzył o życiu na południu. 

Tomas, dlaczego tak bardzo chciałeś wyjechać na północ?

T: Może to pragnienie zmiany krajobrazu, wiesz? Zawsze mocno interesowały mnie drewniane konstrukcje w skandynawskiej architekturze i designie, i styl życia, który się z tym wiąże. Chodzi przede wszystkim o te zasady, o których wciąż słyszymy – jak prawa kobiet, równość, liberalna polityka – było to wtedy bardzo dla nas ważne. Tam, skąd pochodzimy, tytuły takie jak “doktor” to coś bardzo znaczącego i poważnego, a w Norwegii wszystko jest bardziej wyrównane. Właśnie to nas tam przyciągnęło; to egalitarne podejście jest po prostu inne. 
Poza tym skandynawska architektura drewna – mamy wrażenie, jakby tamtejsze budynki były wykonane ze “złota”. Tak więc w przeprowadzce nie chodziło wyłącznie o nową scenerię; ważną rolę odgrywały też możliwości zawodowe. Trafiliśmy do miejsca, w którym oboje mogliśmy zabłysnąć: Natasza w pracowni ceramicznej, a ja w firmie stolarskiej. Projektowaliśmy i tworzyliśmy, maksymalnie angażując się w pracę. 
Interesujące jest to, że pracowaliśmy w dwóch firmach, które często ze sobą współpracowały przy podobnych projektach. Powiedzmy, restauracja potrzebowała mebli, które były specjalnością mojej firmy, łącznie z aspektami designerskimi. Tymczasem Natasza zajmowała się ceramiką w tym samym projekcie. To nam uświadomiło, że nie tylko marzymy o tym samym, ale również mamy szansę to zrealizować, i to na naszych warunkach. I tak to się wszystko potoczyło. 

Wygląda więc na to, że marzenie o własnej marce zaczęło nabierać kształtów, gdy szlifowaliście swoje umiejętności w Norwegii.

T: Pomysł na markę rozwinął się całkiem naturalnie. Czuliśmy się, jakbyśmy już byli na tej ścieżce, choć pośrednio. Prawdziwym wyzwaniem było to, że wciąż pracowaliśmy dla innych, co było jedynym ograniczeniem.

Czy był jakiś decydujący moment dla was obojga, czy po prostu rozwijało się to z czasem?

N: Warto wspomnieć o jednej rzeczy, ponieważ to ona kształtuje naszą wspólną dynamikę do dziś. Wszystko zaczęło się pewnego ranka, kiedy – prowadząc firmę już od ponad czterech lat – powiedziałam Tomasowi, że zamierzam zacząć produkować różne rzeczy i stworzyć markę, abyśmy mogli pokazać nasz styl, a także dowiedzieć się, co jest nasze, jaka część tego jest tym, kim jesteśmy, czego chcemy. I wiesz, wtedy wymawiam też nazwę marki THER, co – jak możesz sobie wyobrazić – jest naprawdę istotne. Pierwszą reakcją Tomasa było: “Co? Dlaczego? Nie możesz tego zrobić. Czy nie powinniśmy pracować nad projektami na zamówienie? Dlaczego miałbyś produkować coś, skoro nawet nie wiesz, czy jest na to zapotrzebowanie?”. 

Natasza, domyślam się, że ten pragmatyzm cię nie zdemotywował?

(Śmiech)

T: Nie. Odkrywaliśmy równowagę między projektami na zamówienie i spontaniczną twórczością. Zastanawiałem się tylko: “Jak możemy pozyskać zamówienia, jeśli ludzie nie znają naszej pracy, naszego stylu ani jakości, którą oferujemy?”. To był naprawdę zabawny okres. W Norwegii nazwaliśmy tę dynamikę “Spum” – to słowo, które określa ciągłą motywację do spontanicznego tworzenia, pomimo sporów i wątpliwości.

Czy możecie wskazać moment, w którym zaczęliście pracować wyłącznie nad własną marką? To musiał być prawdziwy kamień milowy.

N: Oczywiście. Prawdziwa zmiana nastąpiła, gdy przeprowadziliśmy się do Lizbony. W Norwegii nasza przestrzeń była ograniczona, więc inwestowanie w ciężkie, drogie narzędzia nie było możliwe. Przeprowadzka oznaczała nowy rozdział, dała nam swobodę, byśmy mogli w pełni zainwestować w naszą markę i rozwijać ją bez ograniczeń.

T: Nie mogliśmy przywieźć do Norwegii materiałów, z którymi chcieliśmy pracować, ani zagłębić się w stolarstwo tak jak chciałem. Czuliśmy się ograniczeni. Wiedzieliśmy, że jeśli chcemy naprawdę poświęcić się naszym poszukiwaniom, musimy wyjechać. Nie chodziło o to, że nie lubiliśmy naszej pracy, ale o to, że potrzebowaliśmy innej przestrzeni do rozwoju. I tak, chciałem więcej słońca! Po trzech latach na północy Natasza się na to zgodziła. Wybraliśmy Portugalię nie tylko ze względu na pogodę; był to też wybór strategiczny ze względu na bliskość naszych producentów i materiałów, z którymi chcieliśmy pracować.

A więc przeprowadzka była dla was, jako projektantów, naturalnym etapem.

N: Tak, kiedy tylko zdecydowaliśmy się na Portugalię, mogliśmy wreszcie kupić narzędzia i sprzęty, których potrzebowaliśmy. Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy dopiero teraz naprawdę zaczynali naszą drogę, zapuszczając korzenie w miejscu, w którym chcieliśmy być. 

Wasze motto – “jesteśmy tym, co odkrywamy” – wydaje się znakomicie odzwierciedlać waszą drogę. Jak ten etos ukształtował się w waszej drodze projektowej?

T: To motto tak naprawdę odnosi się do naszego podejścia do pracy i życia. W Portugalii chcieliśmy pogłębić nasze podejście do lokalnych materiałów – próbowaliśmy to robić już w Norwegii, ale ograniczeniem był brak zróżnicowania. Tutaj mamy możliwość swobodniejszej eksploracji i odkrywania nowych materiałów i technik. Chodzi o przesuwanie granic i sprawdzanie, dokąd może nas zaprowadzić dany materiał.

N: Otóż to. Jak wczoraj, podczas naszej wizyty w lokalnym tartaku. Niespodziewanie znaleźliśmy tam portugalski jesion, z którym nigdy wcześniej nie pracowaliśmy, ale to nas nie powstrzymało przed spróbowaniem. To właśnie rodzaj momentu, który najpełniej oddaje nasze motto. Było to odkrycie, które wyznaczyło nam zupełnie nieplanowany kierunek. 

T: Każdy materiał zadaje nam pytanie: “Co możesz ze mną zrobić?” – niezależnie od tego, czy jest to drewno, glina czy cokolwiek innego, zawsze “rozmawiamy” z naszymi materiałami. Na przykład kiedy pracujemy ze szkłem, tkaninami czy kamieniem, zanurzamy się po prostu w opowieści tych materiałów, ich możliwości i ograniczenia. 

N: Nasza praca – i w pewnym sensie my sami – jesteśmy ukształtowani przez te materiały.

Można powiedzieć, że to one wyznaczają wam drogę.

N: Tak, chodzi o zrozumienie i zbadanie potencjału każdego materiału. To odkrywanie jest kluczowe dla naszej pracy, niezależnie od tego, czy tworzymy sami, czy współpracujemy z innymi. To właśnie ta eksploracja nas definiuje. Czasami ani my, ani klient nie jesteśmy w 100% pewni ostatecznego rezultatu.

(Śmiech)

T: Nasze podejście jest szerokie, ponieważ klienci, zlecając nam wykonanie takich mebli, jak np. komody, nie zawsze dokładnie wiedzą, jak będzie wyglądał produkt końcowy. Oczywiście, mają inspiracje i punkty odniesienia. Często w trakcie procesu twórczego kontaktujemy się z klientami, aby zasugerować korekty w celu uzyskania lepszych proporcji, na które zwykle są otwarci. Oznacza to, że nasze studio nie tylko prototypuje; tworzymy w cyklach. Budujemy, oceniamy i dostosowujemy. Jest to ciągły proces udoskonalania, z wyjątkiem kilku przypadków, w których wiele iteracji prowadzi nas do ostatecznego projektu, z którego jesteśmy w pełni zadowoleni.
Chodzi o dostosowywanie się w miarę postępów. Na przykład, nasz proces projektowy nie przypomina prototypowania z kartonu – to prawdziwa praca od samego początku. Teraz, dzięki doświadczeniu, zwłaszcza w przypadku stołów, wiemy, jakie warianty możemy eksplorować. Nie dążymy do skomplikowanej stolarki, jak japońscy rzemieślnicy; skupiamy się na tworzeniu pojedynczych egzemplarzy, które dobrze współgrają z naszym etosem projektowania.

Klienci naprawdę muszą zaakceptować to podejście.

T: To, co jest w tym wszystkim piękne, to przyciąganie klientów, którzy doceniają nasz styl, i nawiązywanie relacji opartych na zaufaniu. Oczekują oni wysokiej jakości produktu, który jest zgodny z naszym unikalnym stylem. To zaufanie i ta świadomość, że klienci w nas wierzą, upoważnia nas do dalszych poszukiwań. Co może pójść nie tak? Oczywiście mieliśmy projekty, które musieliśmy powtórzyć, ale błędy i porażki są częścią naszego procesu uczenia się.

Wszystko jest zatem lekcją.

N: Otwarcie mówimy o naszej twórczej metodzie, nawet żartujemy z klientami, że pierwsza wersja produktu może wylądować w naszym domu, aby oni otrzymali wersję ulepszoną. Jako twórcy, jesteśmy zobowiązani do dostarczenia możliwie jak najlepszego produktu. To podstawa naszej relacji z klientami – zaufanie. 

Zawsze jestem zaintrygowana, gdy rozmawiam ze markami, które mają jasny podział kompetencji i ról między współzałożycielami. Jak wygląda współpraca w waszym przypadku?

N: Tak naprawdę chodzi o zrównoważenie naszego wkładu. Tak, nasze materiały i metody mogą się różnić, ale…

T: Racja, kiedy otrzymujemy zlecenie, klienci zazwyczaj podają nam przykłady, do których możemy się odnieść. Zaczynamy od omówienia tych inspiracji, a następnie Natasza często wyznacza kierunek artystyczny w oparciu o wstępny pomysł. Następnie ja dopracowuję ten projekt, wykorzystując bardziej techniczne umiejętności. To swego rodzaju “wahadłowy”proces, w którym Natasza może dostosowywać kierunek, dążąc do znalezienia równowagi między moimi technikami konstrukcyjnymi a jej wizją estetyczną. Nieustannie sprawdzamy nawzajem, czy podążamy właściwą ścieżką, czy też potrzebne są znaczące zmiany.

A więc polega to na nieustannym dialogu pomiędzy wami.

N: Dokładnie, ale to, co naprawdę umożliwia naszą współpracę, to wspólne poczucie estetyki. Pociągają nas te same rzeczy, a nasz designerski duet przemawia bardzo spójnym głosem. Kiedy coś nam nie pasuje, oboje to wyczuwamy, nawet jeśli nie potrafimy od razu wskazać, co to jest. Otwartość na ewoluowanie naszych pomysłów jest kluczowa, zwłaszcza w przypadku projektów na zamówienie. A ponieważ nasze przestrzenie do pracy, takie jak studio ceramiczne, są częścią naszego domu, inspiracja może pojawić się w każdej chwili, niezależnie od tego, czy zajmujemy się córką, gotujemy, czy nawet bierzemy prysznic.

Właśnie zamierzałam zapytać o to, jak godzicie życie i pracę w tej samej przestrzeni…

N: Nasza praca jest dogłębnie osobista. Jeśli jest między nami napięcie, wpływa to na naszą współpracę. Jednak gdy wszystko idzie gładko, możemy pracować razem bardzo intensywnie. Niesamowicie ważne jest dla nas dbanie o naszą relację, nie tylko dla naszego dobra, ale także dla jakości naszej pracy. Proces tworzenia jest różny; czasami ja finalizuję pracę, a czasami robi to Tomas, w zależności od projektu.
Nasz sposób działania może ewoluować, ale nasza synchronizacja podczas fazy koncepcyjnej jest stała. Etap realizacyjny może przynieść nieporozumienia lub wyzwania, takie jak zmaganie się z porażkami w zakresie materiałów, ale są one częścią eksploracji. Sposób, w jaki łączymy naszą pracę i życie jest różny; możemy pracować osobno, a następnie spotykać się, aby omówić pomysły lub znaleźć czas na bezpośrednią współpracę, gdy pozwala na to nasz harmonogram. Jest to bardzo płynne – odzwierciedla naturę naszego życia i partnerstwa.

Nigdy wcześniej o to nie pytałam, ale jestem naprawdę ciekawa waszych inspiracji. Czy są jakieś konkretne miejsca, ludzie lub książki, które są dla was motywacją do pracy?

N: Znajdujemy inspiracje w różnych miejscach, ale oboje głęboko rezonujemy z perspektywą Donalda Judda. Podarowałam Tomasowi jedną z jego książek, która zgłębia jego proces myślowy i filozofię projektowania. Praca Judda może wydawać się prosta, ale zrozumienie kontekstu i uzasadnienia odkrywa głębię wykraczającą poza prostotę. Chodzi o spojrzenie poza powierzchnię, gdzie prosty kubik nie jest tylko sześcianem, gdy zrozumiesz jego perspektywę projektowania i tworzenia.

T: Pociąga nas również kontrast między prostymi formami a ich złożonością, podobnie jak w przypadku prac Noguchiego i innych projektów w stylu organic. Elementy architektoniczne bardzo nas inspirują, podobnie jak konkretne kolektywy architektoniczne i ich projekty. Miejsca takie jak Louisiana w Danii i Casa Wabi w Meksyku wywarły na nas ogromny wpływ, pozostawiając trwałe wrażenia, które rezonują z nami do dziś.
Poza tym, Sebastian Cox, a w szczególności jego podejście do zarządzania zasobami leśnymi w Wielkiej Brytanii zmienia nasze spojrzenie na pozyskiwanie materiałów i odpowiedzialność. Chociaż bezpośrednie efekty jego pracy nie są jedyną inspiracją, to jego zasady dotyczące zrównoważonego leśnictwa i wykorzystania materiałów są nam bardzo bliskie.

Tomas, moim zdaniem to ciekawe, że kiedyś myślałeś, że nigdy nie wrócisz do Portugalii, aby tutaj żyć i pracować, biorąc pod uwagę twoje przywiązanie do Północy. Jak się czujesz teraz, gdy wróciłeś do Lizbony? Czy miasto napędza Twoją kreatywność? Jakie są teraz twoje relacje z Lizboną?

T: Kiedy wróciliśmy w 2021 roku, właśnie wybuchła pandemia i zobaczyliśmy, jak międzynarodowa stała się Lizbona. Była to spora zmiana w stosunku do poprzedniego małego północnego miasteczka, w którym byliśmy, zwłaszcza pod względem różnorodności tłumu i rozkwitających biznesów w mieście. Nie chodziło tylko o rzemiosło czy łatwość pracy z materiałami, ale także o energię miasta. Przyjeżdżając tutaj, zacząłem postrzegać rzeczy ze świeżej perspektywy, prawie jak obcokrajowiec, mimo że jestem Portugalczykiem. Po latach spędzonych w Norwegii, Lizbona wydaje się inna, chociaż znam język i kulturę. To jak odkrywanie miasta na nowo. Jest tu mnóstwo wartości kulturowych i międzynarodowego klimatu. Jesteśmy w miejscu, które ewoluuje i dobrze jest być częścią tego postępu.

Wygląda na to, że się tu odnaleźliście. 

T: Zdecydowanie. Te trzy lata były cenne nie tylko dla nas, ale także dla wychowania naszej córki. Znaleźliśmy równowagę, która odpowiada naszej rodzinie i naszemu stylowi życia. Życie w Lizbonie pozwala nam intensywnie skoncentrować się na pracy w ciągu tygodnia, a następnie uciec do zupełnie innej scenerii w zaledwie 30 minut. Zróżnicowany krajobraz Portugalii oferuje tę elastyczność. Trudno wyobrazić sobie życie gdziekolwiek indziej.
Pomimo tego, że lubimy życie w mieście, weekendowe wyjazdy poza miasto stały się dla nas ostatnio bardzo kojące. Nasza obecna, nowa przestrzeń w Alentejo, warsztat stolarski i studio na farmie moich dziadków, stało się dla nas czymś w rodzaju sanktuarium. Stanowi wyraźny kontrast dla miejskiego życia – albo praca, albo odpoczynek, bez rozpraszania się pomiędzy. To środowisko wyostrza naszą koncentrację.
Różnorodność Lizbony i tutejsza kreatywna społeczność są fantastyczne. Jednak przyciąga nas również spokój i inspiracja płynąca z przebywania na łonie natury. Ta równowaga pomaga nam naładować baterie i odkrywać nowe pomysły. Nasza relacja z Lizboną ewoluuje – doceniamy ją coraz bardziej, dostrzegając rolę miasta w naszym życiu i pracy. Ale ta dwoistość, potrzeba skontrastowanych doświadczeń, jest niezbędna dla naszego rozwoju jako jednostek i twórców. Różnorodna kultura i krajobrazy Portugalii pozwalają nam swobodnie przesuwać nasze artystyczne granice w wielu kierunkach.

Ponieważ oboje macie wyjątkowe preferencje co do materiałów, z którymi pracujecie, chciałabym usłyszeć o początkach tych pasji. Natasza, może zaczniemy od Ciebie?

N: Co ciekawe, stało się to stosunkowo późno. Pół roku przed końcem studiów magisterskich wyjechałam na staż do Amsterdamu. Tam, po kilku tygodniach, mój szef zlecił mi wykonanie porcelanowego prototypu nowego projektu. Wiedział, że nigdy wcześniej nie pracowałam z tym materiałem, ale przeczuwał, że sobie poradzę... Resztę stażu spędziłam więc na rezydencji w Ceramic Workshop Center w s-Hertogenbosch, gdzie realizowałam projekt.
Mogłam korzystać ze wszystkich sprzętów tak długo, jak chciałam, więc wypróbowałam wiele rzeczy, od tworzenia form, odlewania ślizgowego, kształtowania prasowego, aż po CNC w surowej glinie itd. Nieograniczone możliwości i oddany personel stanowiły ogromne wsparcie dla moich pomysłów. Od tego momentu byłam uzależniona. Te 2 miesiące sprawiły, że zapragnęłam pracować z tym trudnym, ale satysfakcjonującym materiałem.

A ty, Tomas?

T: Mój ojciec był projektantem z wykształcenia i stolarzem samoukiem. Produkował meble na zamówienie we wczesnych latach 90-tych – to wywarło na mnie duży wpływ, kiedy dorastałem. Za każdym razem, gdy czegoś chciałem, na przykład miecza, mówił: “Chodźmy do warsztatu i zróbmy to”. To praktyczne podejście od najmłodszych lat nauczyło mnie nie tylko pracy z drewnem, ale także kreatywności stojącej za tworzeniem czegoś namacalnego.
Właśnie to doświadczenie we mnie pozostało, nawet gdy zająłem się inżynierią. Jednak nie wystarczały mi aspekty teoretyczne, ciągnęło mnie z powrotem do namacalnego procesu tworzenia z drewna. To sprawiło, że skupiłem się na projektowaniu produktów, starając się zrozumieć nie tylko, jak tworzyć rzeczy, ale także dlaczego i jakie myślenie projektowe za nimi stoi.

Często odkrywacie niekonwencjonalne gatunki drewna? Na przykład eukaliptus. Dlaczego?

T: Oczywiście często używamy kasztanowca i sosny, ale drewno eukaliptusowe nie jest powszechnie stosowane w wysokiej klasy meblach na zamówienie. Zwłaszcza kamaldulska odmiana tego gatunku (Eucalyptus camaldulensis). Rozumiejąc, w jaki sposób tartak przetwarza ten materiał i jakie są powody wycinki tych drzew, jak na przykład przypadki, w których widzieliśmy ponad 100-letnie eukaliptusy kamaldulskie – posadzone pod koniec XIX lub na początku XX wieku – usuwane, ponieważ zasłaniają drogi, zdecydowanie czujemy, że naszym obowiązkiem jako twórców i projektantów jest bycie odpowiedzialnymi i zwracanie uwagi na to, co już jest wokół nas. Drzewa te były często pomijane w stolarstwie, uważane za zbyt trudne w obróbce lub podatne na wypaczenia, częściowo dlatego, że techniki suszenia nie były tak zaawansowane jak obecnie.
Jednak nasze skupienie się na produkcji mebli na wymiar, w małych ilościach, pozwala nam dogłębnie poznać całą drogę, jaką przebywają materiały, których używamy: od tego, jak i gdzie drzewo zostało ścięte, po jego przekształcenie w mebel. Ten proces to także historia drzewa ściętego z powodu burzy w 2017 roku i tego, jak stało na podwórku przez lata, zanim zostało wykorzystane. Ta narracja nie tylko nas wciąga, ale także zaszczepia w nas poczucie odpowiedzialności w związku z używaniem wiekowych materiałów, podkreślając wagę przemyślanych wyborów, których musimy dokonywać w naszej pracy.

To wszystko brzmi, jakbyście poruszali się po złożonym krajobrazie. Tworzenie rzeczy w sposób zrównoważony lub, jak mówicie, odpowiedzialnych może być wyzwaniem…

N: Tak, to prawda. Przeprowadzamy wiele testów i eksperymentów, ponieważ nasza praca często obejmuje jedyne w swoim rodzaju elementy. Ten proces dodaje nam pokory; pokazuje, jak wiele jeszcze musimy się nauczyć. Każdy projekt, niezależnie od tego, czy obejmuje różne rodzaje drewna, gliny, metody wypalania, wykończenia czy procesy projektowania, uczy nas czegoś nowego.
Im więcej odkrywamy i eksperymentujemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z głębi tego, czego nie wiemy. Jednak, paradoksalnie, ta droga ciągłego uczenia się pokazuje nam również, jak bardzo rozwija się nasza wiedza i umiejętności. To intrygujący proces – im więcej robimy, tym mniej wiemy, a jednocześnie tym więcej rozumiemy. W pewnym sensie jest to dość zabawne.

Ten artykuł jest częścią trwającej współpracy z magazynem THISISPAPER i został opublikowany również na portalu Thisispaper.com.